Mieszkańcy naszej gminy Paweł Kwiatkowski i Karol Pietrzak wraz z Edwardem Wacińskim zostali zwycięzcami w kategorii “ Bohaterstwo “ w akcji Zwykły Bohater organizowanej przez Bank BPH , Telewizję TVN i Onet.
Zwycięzcy otrzymali nagrodę główną w wysokości 100 000 zł
Poniżej przedstawiamy rozmowę ze strony : www. zwyklybohater.pl
Rozmowa z Pawłem Kwiatkowskim, który wraz z Edwardem Wacińskim i Karolem Pietrzakiem zostali wybrani do finału akcji Zwykły Bohater 2014 w kategorii Bohaterstwo.
W zgłoszeniu do programu Zwykły Bohater czytamy: „W zimowy, mroźny dzień skoczyli do wody, aby wyciągnąć dwie kobiety z tonącego samochodu. Matka i córka jadąc samochodem wpadły w poślizg na oblodzonej drodze. Auto przebiło przydrożną barierkę i stoczyło się do rzeki. Miejsce to jest bardzo niefortunne, dlatego, że przejeżdżający tamtędy kierowcy nie są w stanie zobaczyć samochodu w wodzie, a jedynie uszkodzoną barierkę. Wiedzieni przeczuciem, Paweł Kwiatkowski i Karol Pietrzak, którzy przejeżdżali tamtędy chwilę później, postanowili się jednak zatrzymać i sprawdzić dlaczego barierka jest uszkodzona.” Właśnie… mieli Panowie przeczucie? Byli ciekawi?
Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Kiedy przejeżdżałem obok tego miejsca i zobaczyłem uszkodzoną barierkę, to pierwsza myśl jaka mi przyszła do głowy, to taka, że ktoś wcześniej musiał mieć wypadek. Nie podejrzewałem, że wydarzyło się to zaledwie kilkadziesiąt sekund wcześniej. Kołatały mi się po głowie różne myśli: czy się zatrzymać, czy może nie? Chyba jednak to było przeczucie, że ostatecznie się zatrzymałem. Stał tam już chyba samochód Pana Karola, ale nie kojarzyłem tego z możliwością wypadku.
Co Panowie ujrzeli po wyjściu z samochodów?
Po wyjściu ujrzeliśmy samochód leżący kołami do góry w rzece. Ponad powierzchnię wystawały zaledwie fragmenty opon. Wtedy też zobaczyliśmy Pana Edwarda Wacińskiego. Pomagał wydostać się kobiecie, która kierowała autem. Wskoczyliśmy do wody i pomogliśmy mu ją wydostać na brzeg. Było wtedy bardzo zimno, na pewno około -20 lub -25stopni. Pamiętam, że pierwszy kontakt z lodowatą wodą był dużym szokiem, ale nie wiedzieliśmy, że to dopiero początek kłopotów.
Czyli…?
Kiedy udało się wydostać na brzeg kierującą pojazdem, tak naprawdę myśleliśmy, że już jest po wszystkim. Jednak kiedy odzyskała po chwili przytomność, dowiedzieliśmy się, że w środku została uwięziona jej matka. Miejsce w którym działa się cała sytuacja jest niepozorne, ale bardzo niebezpieczne. Rzeczka w ciągu roku jest naprawdę mała i wydaje się niegroźna, jednak w trakcie zimy poziom wody był tak wysoki, że bez problemów zakryła całe auto i trzeba było się naprawdę postarać by utrzymać głowę nad jej powierzchnią. Nie wiedzieliśmy w pierwszej chwili co robić, czy czekać na służby ratunkowe, czy rozpocząć jakieś działania? Postanowiliśmy nie czekać, ponieważ pasażerka pozostawała pod wodą dłuższy czas i baliśmy się, że może już być dla niej za późno. Weszliśmy ponownie do wody. Tym razem przekonaliśmy się na własnej skórze, że jest miejscami głęboko, zapadaliśmy się w podłoże i Pan Edward próbował otworzyć drzwi. Kiedy się nie udało, spróbowaliśmy podnieść auto i przewrócić je na koła. Pan Edward miał linkę holowniczą, którą prawdopodobnie ktoś z tłumu rzucił. Podczepił ją do boku auta. Ja z Panem Karolem staraliśmy się je unieść z drugiej strony, by Pan Edward mógł je przeważyć na swoją stronę. Ciężko to teraz dokładnie opisać, improwizowaliśmy cały czas, dopiero kiedy trzymaliśmy auto nad głowami, przemknęła myśl, że jeśli teraz go nie utrzymamy, jeśli pęknie lina to już jest po nas i pójdziemy pod wodę razem z samochodem. Na szczęście jakimś cudem się udało utrzymać auto. Pan Edward zdołał je przeważyć na swoją stronę i wtedy dopiero, gdy samochód znów stał na kołach, udało się otworzyć drzwi. Cała akcja trwała już około 10-15 minut, byliśmy solidnie wyziębieni i osłabieni po walce z autem. Ktoś chyba rzucił nam nóż, Pan Edward przeciął pasy i ze sporym wysiłkiem wydostaliśmy kobietę na brzeg.
Udało się wyciągnąć uwięzione w pojeździe kobiety. Jedna z nich wymagała reanimacji?
Kobieta niestety nie oddychała, była cała sina, wydawało się, że cały wysiłek na nic. Jednak spróbowaliśmy akcji reanimacyjnej. Nikt z nas nie jest ratownikiem, nie przechodził wcześniej żadnych szkoleń ale na zmiany prowadziliśmy reanimację przez jakieś 5 – 10 minut. Zmienialiśmy się co chwilę, gdyż nie mieliśmy już sił. Pod koniec, chyba już w akcie desperacji, uderzaliśmy pięścią w klatkę piersiową. Nagle kobieta otworzyła oczy, zaczęła wypluwać duże ilości wody i zanieczyszczeń z rzeki, które dostały się do płuc. Rozległ się dźwięk syren i dopiero wtedy poczuliśmy, że jest po wszystkim.
Dzisiaj obie kobiety są zdrowe i szczęśliwe. Już niedługo jedna z nich zostanie matką, a druga babcią. A Panowie… czują się Panowie bohaterami?
Chyba raczej nie czujemy się bohaterami. Byliśmy całkowicie zaskoczeni sytuacją, która nas zastała i chcieliśmy pomóc. Nie wyobrażam sobie, byśmy mogli żyć ze świadomością, że utopiły się dwie osoby, kiedy my przez 20 minut staliśmy bezczynnie i czekaliśmy na służby ratunkowe. Cała ta historia to kumulacja szczęśliwych zbiegów okoliczności, które spowodowały, że obie Panie żyją i mogą dalej cieszyć się życiem. Wiem jedno: Pan Edward i Pan Karol to wspaniali ludzie, do których żywię ogromny szacunek i w pewien sposób na zawsze będziemy związani tym doświadczeniem.
Dziękuję za rozmowę.